Nareszcie zebrałam się do tego wpisu! Planowałam go zrobić po powrocie do kraju, aby móc opisać Wam także wszelkie doświadczenia związane z powrotem, ale jak już wiecie pandemia COVID-19 uziemiła mnie w Australii i tak sobie odwlekam ten wpis w czasie, a przecież jestem tutaj po to, by Wam opowiedzieć jak się przygotować do takiego wyjazdu – a nie po to, by opowiedzieć jak się wraca w okresie pandemii! To temat na stories, a nie regularny wpis!
Zatem dziękuję Wam wszystkim, którzy pytacie o ten wpis, o konkrety – dzisiaj właśnie zmobilizowaliście mnie do tego, by napisać totalne podstawy przylotu tutaj! Zaczniemy od początku czyli WIZY.
Na terytorium Australii nie wlecicie bez ważnej wizy. Będąc turystą, który chce tylko odwiedzić kraj – nie ma z nią najmniejszego problemu. Aplikujecie o wizę elektronicznie i decyzję o przyznaniu (w większości przypadków pozytywną!) macie już po chwili!
Typ wizy to eVisitor 651 – pozwala ona przebywać na terytorium Australii przez maksymalnie 3 miesiące jednorazowo i jest ważna 12 miesięcy od daty wydania. Słowem na taką wizę w ciągu roku możemy wlecieć do Australii niezliczoną ilość razy, pod warunkiem, że każdy pobyt będzie krótszy niż 3 miesiące a pomiędzy każdym pobytem będzie m.in. 2 tygodniowa przerwa. Wiza jest BEZPŁATNA. Szczegóły oraz aplikacja TUTAJ

BILETY LOTNICZE I PRZELOT
Sama łączna długość lotów to około 22 godzin. To długo, dlatego wybierając się w podróż musimy wziąć pod uwagę zmęczenie towarzyszące samemu przelotowi, oczekiwaniu na lotniskach itp.
W większości przypadków da radę polecieć z tylko jedną przesiadką – w Dubaju (linie Emirates). Kiedyś było ciężej i konieczny był lot do Monachium lub Frankfurtu, stamtąd Dubaj i dopiero Australia – ale w tym momencie mamy bezpośrednie połączenia Warszawa-Dubaj.
Co do samego Dubaju, warto wziąć poprawkę na to, że jest to kraj arabski i zadbać w przypadku kobiet o bluzkę bez przesadnie wyzywającego dekoltu czy odkrytych ramion. Sukienka minimum przed kolano też będzie dobrym rozwiązaniem (lub spodnie!). To tylko w przypadku, gdy nie chcecie rzucać się w oczy.
Do Australii dolecicie także liniami Etihad, Qatar, Lufthansą… jest wielu przewoźników. Ja opiszę moje osobiste doświadczenia z liniami Emirates, gdyż bardzo je lubię.
(Emirates) Sam koszt biletów w obie strony dla jednej osoby to wydatek około 4500zł (jeżeli mamy elastyczny termin i będziemy szukać najtańszej opcji) – kupując bilet w jedną i drugą stronę od razu wyjdzie taniej, niż bilet TAM a potem powrotny kupowany przed samym wylotem. Inną sprawą jest to, że kontrole na lotnisku w Australii mogą być dość restrykcyjne, szczegółowe, mogą nawet pytać o datę wylotu lub bilet powrotny – dlatego lepiej go już mieć.

My w cenie biletu mieliśmy oczywiście bagaż podręczny oraz główny do 25 kg.
Na długich trasach standardem są ciepłe posiłki. Te w Emirates są naprawdę smaczne. Ciekawostką jest, że sztućce nie są plastikowe, a same naczynia bardzo dobrze imitują ceramiczne. Generalnie podróż jest maksymalnie komfortowa – telewizor z wyborem muzyki, najnowszych premier kinowych, grami… Wszystko, by siedzenie na tyłku przez parę godzin było jak najbardziej znośne. Mamy też w cenie biletu pakiet 2 godzin internetu, lecz możemy z niego korzystać tylko na komunikatorach tekstowych (WhatsApp, messenger, bez wysyłania zdjęć). Oczywiście możemy sobie dokupić internet… ale gdy nie mamy musu pracy podczas lotu, chyba reset jest przyjemniejszą opcją.
Wracając jeszcze do kontroli na lotnisku w Australii: powtórzę raz jeszcze, AUSTRALIA JEST BARDZO RESTRYKCYJNA. Jeżeli odwiedzacie bliskich i chcecie im przywieźć coś z Polski, zapoznajcie się koniecznie co możecie wwieźć, a co nie. Niektóre rzeczy typu słodycze przejdą, a na przykład mięta może być problemem. Najwięcej restrykcji dotyczy właśnie żywności – orzechów, nasion. Wiele z nich po prostu należy zadeklarować na kartce, którą dostajecie do wypełnienia już w samolocie – a na lotnisku po prostu zapytają Was co macie i zdecydują, czy macie rozpiąć bagaż i pokazać, czy może przejść itp. Pełna lista rzeczy TUTAJ. Pamiętajcie, nie jesteście pewni, czy możecie coś wwieźć a macie to w walizce? Don’t be sorry, DECLARE IT! Lepiej “przesadzić” i zadeklarować, że coś macie, niż nie mówić wcale i potem się tłumaczyć, gdy każą Wam otwierać walizkę. Opowiem na swoim przykładzie:
Otóż, specjalnie nie braliśmy ze sobą słodyczy dla rodziny czy innych polskich przysmaków, postanowiliśmy przywieźć tylko alkohol z bezcłowego. No i dostaliśmy karteczkę do deklaracji tego co wwozimy. Patrzę, a tam adnotacja odnośnie leków, które mamy w bagażu, a które mogą być objęte jakimiś regulacjami (leki na receptę, specjalistyczne schorzenia itp) – wyjątkowo prócz zwykłego ibuprofenu miałam przy sobie leki na alergię, ale dość zaawansowane, dostępne tylko na receptę. Nie byłam pewna czy mogę je wwieźć (wiem, to tylko alergia ale nie sprawdziłam tego przed wylotem a wolę zawsze “chuchać na zimne”) i myślę sobie, spoko, zadeklaruję. Patrzę, a tu pozycja “leki” (medicines) jest w jednej linii z “guns” (broń) czy pornografią i narkotykami… zaznaczyć ten krzyżyk czy nie? Trochę spina bo jak to leki na receptę w jednej linii z bronią?! No ale dobra, zaznaczam, że coś mam. Wszystko inne na minus, na odwrocie wypełniam szczegółowe dane kontaktowe (łącznie z adresem pod którym będzie mnie można znaleźć w Australii) no i dobra, idziemy do kontroli granicznej. Wszyscy bardzo mili na lotnisku, ale wiadomo sprawdzić muszą. Biorą od nas te deklaracje, babeczka patrzy co zadeklarowałam i od razu z pytaniem:
– Okej, to co z tych rzeczy masz?
– Leki na receptę, bo nie byłam pewna czy mogę je normalnie wwieźć…
– (Podpisuje kartę), czy masz cokolwiek innego, jakieś wędliny, sery, zioła itp?
– Nie.
– Żadnej żywności czy niebezpiecznych narzędzi?
– Nie.
– (trochę rozbawiona) Proszę iść dalej do koleżanki po prawo.
No to idziemy, tam podobna seria pytań. Gdy mówię, że chodzi o leki, od razu widzi że faktycznie nic nie kręcę, po prostu deklaruję wszystko co mam i bez problemu nas puszcza, od razu na miasto, tam za bramki i w prawo, nawet nie każe otwierać bagażu. Więc mijamy te osoby, które muszą wrzucić swoją walizkę na X-ray, czy otworzyć do kontroli… wychodzimy jak gdyby nigdy nic, ale to właśnie dlatego, że zadeklarowaliśmy taki drobiazg! Często zezwalają na wwiezienie herbaty czy czegoś, ale trzeba to ZADEKLAROWAĆ. KROPKA. ZAWSZE DEKLARUJ.
A tutaj taki filmik od Rządu odnośnie deklaracji: w Australii było po prostu parę przypadków słynnych plag przybyłych z innych kontynentów (ropuchy, zające, mrówki itp) – stąd te wymogi dotyczące kontroli na lotniskach. Bardzo wyczuleni są na tym punkcie!
A tutaj jeszcze parę zdjęć z lotniska w Dubaju:
Czy musimy mieć ze sobą wydrukowaną wizę? Nie. Wiza jest już w systemie i podczas kontroli po prostu skanują paszport i wiedzą wszystko. Jeżeli jednak chcemy czuć się “bezpieczniej”, nic nie stoi na przeszkodzie.
Noclegi i poruszanie się po Australii
Przed przylotem tutaj musisz wiedzieć: SPANIE I JEDZENIE w Australii SĄ DROGIE. Niestety.
Warto zatem dobrze rozplanować sobie budżet na zakupy spożywcze i znaleźć nocleg przez aplikację Airbnb.
Jeżeli jeszcze jej nie znacie, już tłumaczę: działa podobnie jak booking, tylko z prywatnymi wynajmującymi. Szukacie po lokalizacji odpowiadającego Wam cenowo i standardowo noclegu. Klepiecie, płacicie, dogadujecie szczegóły przyjazdu. Często można komfortowo dogadać się co do odbioru kluczy czy dłuższego zostawienia bagażu w pokoju, gdy np. chcemy już po wymeldowaniu się udać się na miasto! Mamy oceny każdego wynajmującego, więc wszyściutko możemy sobie sprawdzić. Oto przykład naszego noclegu z Katoomba zarezerwowanego właśnie przez tę aplikację:

Uprzedzam pytania, mieliśmy cały domek bo było nas 8ro – zatem przy podziale “na głowę” wyszła przyzwoita cena na naprawdę komfortowe warunki! Wiem, że trzeba szukać do skutku – przez tą aplikację można znaleźć MEGA miejscówki na spanie za fajne kwoty – często bliżej plaży czy innych miejsc, na których nam zależy niż jakiekolwiek hotele!
Co do samego poruszania się – dolecimy do wielu miast w Australii z większości lotnisk liniami JetStar – więc samo poruszanie się lotniczo jest proste. Na miejscu mamy albo koleje międzymiastowe, albo lokalne, albo autobusy – dojedziemy wszędzie gdy tylko wiemy “skąd zmierzamy i dokąd podążamy”. Możemy też wynająć sobie auto na lotnisku, gdyż większość Australii to Highway. Jest tylko jeden warunek – musimy się czuć pewnie po lewej stronie 😉
Z podstaw dotarcia tutaj to tyle! W przygotowaniu mam wpis o codzienności tutaj – zatem wyczekujcie uważnie!
A poniżej jeszcze parę zdjęć z samolotu: (uchwyciłam nawet dokładnie moment wlecenia nad kontynent!)