Czyli moje must have prosto z Australii.
W obliczu trudnej sytuacji, w której się znaleźliśmy czuję swoistego rodzaju dyskomfort tworząc ten wpis, jakbym popełniała niewybaczalne faux pas – podczas pandemii koronawirusa pisząc o wakacjach!
Jednak, wydaje mi się, że w dobie domowej kwarantanny i newsów (głównie przytłaczających) spadających na nas z każdej strony, potrzebne są właśnie takie „światełka w tunelu”, lekkie i przyziemne wpisy, które może chociaż słowem przeniosą nas w czas beztroski. Wiem, że wizja wakacji wydaje się nieco odległa, może nawet nieosiągalna? Nikt nie wie co wydarzy się w tym roku – sama utknęłam właśnie w Australii i moja głowa wcale nie jest spokojna… a wręcz eksploduje natłokiem troski o bliskich oddalonych tysiące mil ode mnie…
Niemniej, wpis sama sobie obiecałam i słowa dotrzymam – zważywszy chociaż na fakt, że część ze strojów jest wciąż dostępna w fajnych cenach to raz. Dwa – naprawdę marzę o beztrosce teraz; trzy – może zainspiruję Was do poszukiwań nawet w czeluściach własnej szafy, szczególnie, że mamy teraz na to dużo czasu… ale o tym poniżej!
Zważywszy na fakt, że dużo schudłam przez ostatnie parę miesięcy, niemal wszystkie komplety bikini (około 70% znajdujących się w mojej szafie) musiały zwolnić mi półki. I nagle pojawiły się bilety do Australii na marzec – hola hola, mamy końcówkę sezonu zimowego, gdzie ja Ci znajdę fajne bikini? Na dodatek facet zasugerował mi, że nie mogę mieć jednego – dwóch! Co najmniej parę różnych kompletów! Co najmniej!
Nie lubię wydawać pieniędzy na mus „bo zachcianka”, „bo wyjazd”. Zawsze staram się mieć dobrze rozplanowany budżet i wizja wydawania paru stów tylko dlatego, że potrzebuję bikini nie przedstawiała się zbyt różowo w mojej głowie… Ale w zbyt dużym będę czuć skrajny dyskomfort! Postanowiłam więc zrobić przegląd czego tak naprawdę potrzebuję i nabyć to, co mi posłuży. Będziecie zaskoczeni jak niewielkim kosztem zabrałam ze sobą… 6 różnych kompletów. Siódmy nabyłam na miejscu, bo nie mogłam się oprzeć kuszącemu krojowi i promocji!
1. Zaful, coś około 12 $
Pamiętacie ten komplet jeszcze z ubiegłych wakacji? Nabyłam go za dość dobrą cenę około 12$ – nie pamiętam dokładnie. To mało, patrząc na to, że strój jest dwuczęściowy. Dodatkowo, podobał mi się od razu i nie był zakupem na siłę – a że jest miękki i elastyczny, jako jeden z nielicznych przetrwał selekcję. Po prostu mniej mnie opina niż rok temu!
Szczególnie upodobałam sobie dół – ładnie wykrojona pupa, sznureczki, wysoki stan. Czuję, że posłuży mi znacznie dłużej niż góra!
2. Promees, niecałe 100 zł.
To jest totalna klasyka! Totalna! Mimo, że strój był dostępny w paru wersjach kolorystycznych (bodaj beż, żółty, róż, biel i czarny), postawiłam na klasyczny czarny. Dlaczego? Dowiecie się poniżej, ale to był z mojej strony strzał w 10! Top jest elastyczny, regulowany (dzięki bogu), przód można rozpiąć ale nie całkowicie, co również jest plusem – nie boisz się, że suwak nagle rozsunie Ci się do końca i po prostu odsłoni biust… A dół jest prosty, klasyczny, możesz nosić zarówno na biodrach, jak i lekko podwyższyć stan.
3. Promees, również niecałe 100 zł.
Druga pozycja od tej marki, tym razem żółta. Muszę też wprowadzić do swojej plażowej garderoby trochę koloru! Najbardziej z tego setu lubię dół – wiązany, możesz zarówno podciągnąć wyżej w talii, jak i spuścić na biodra. Góra dużo zasłania, co dla mnie czyni ją bardziej topem do szortów – albo górą do stroju na basen. Niemniej, możesz przecież miksować dół z tego stroju z górą od stroju wyżej…
I tutaj dochodzimy do punktu 4 i 5.
4. Promees & southbeach.
5. Promees & CIKADA
Czy ja coś mówiłam o miksowaniu?
Miałam w szafie dwa doły, kompletnie bez topów, trzymałam je sobie tak „do ogródka” bo przecież nie mam nic do pary. Kupiła mi je kiedyś przyjaciółka – nowe z metką, wkładką higieniczną, czekały sobie w jakimś SH. No i dalej by tak było, gdybym nie zobaczyła tego klasycznego kompletu od promees i z jednego nie zrobiła 3!
Bo wystarczy tylko podmieniać doły.
Zabawnym jest fakt, że obie marki są Australijskie i dość tutaj znane, zatem można by rzec, że wróciły do domu…
6. Promees & atmosphere
Ta góra również koczowała sobie w mojej szafie bez pary. Nie zakładałam jej bo również nie miałam nic, co by pasowało. Morał? INWESTUJ W KLASYCZNE POZYCJE! Czarny, prosty i gładki dół zrobił robotę!
7. Ally – 17 AUD
Tego stroju nie mogłam sobie odmówić. Mam słabość do neonów i bieli w przypadku wakacyjnych klimatów… A, że w Australii zaczyna się jesień, wszystkie sklepy wyprzedają wszystko aż huczy!
Trafiło mi się ot tak. Wisiał sobie rządek dołów w sklepie i ostatnia góra. Przymierzyłam i już nie oddałam. Jak na mnie szyty! Dół z wysokim stanem (uwielbiam!), góra ładnie dopasowana, nawet dobrze układa biust bo ma lekkie usztywnienie.
1 AUD – około 2,50. Zatem strój wyniósł mnie 42,50. Cały. Nowy.
Link: TUTAJ
Morał?
1. Inwestuj w klasykę. Modele, które są dobre na jeden sezon za rok wylecą z Twojej szafy bo coś Ci już nie będzie grało.
2. Jeżeli jesteś na diecie lub intensywnym planie treningowym, wybieraj stroje z miękką, nieusztywnianą miseczką lub z wyciąganymi wkładkami. Gdy zejdziesz z wagi może okazać się, że góra jest do niczego.
3. Odwiedzaj outlety, SH, kupuj poza sezonem. Wtedy możesz dorwać prawdziwe perełki za naprawdę grosze!
4. Przejrzyj szafę! Może coś jeszcze się nadaje? A może skompletujesz tak jak ja 2 góry do których wystarczy dokupić klasyczny dół? W sklepach większość setów dwuczęściowych sprzedają osobno, zatem może okazać się, że wydając tylko na dół zyskasz 2 komplety!